Ostatnio znowu robiłem porządki w rzeczach po ojcu.
Tak – szósty rok, bo co? Nieprzepracowana żałoba ma tendencję do ciągnięcia się 😉
Znalazłem kilka kartek zadrukowanych Times New Roman, zatytułowanych „Curriculum Vitae”.
Na ostatniej z nich, w ostatnim punkcie, z datą 2004 – zaczyna się „Emerytura”.
W dwóch trzecich strony…
I tak pomyślałem:
jakie jest moje prawdziwe Curriculum?
Co tak naprawdę cokolwiek o mnie świadczy?
Co składa się na to, że jestem tym, kim jestem – zawodowo?
1985 – po puszczeniu samobójczego gola (kolega podał do bramkarza – to ja byłem tym bramkarzem) – kategorycznie zrezygnowałem z piłki nożnej – i gier rywalizacyjnych w ogóle.
1986 – po bardzo nieudanych koloniach mój status odludka i samotnika został przypieczętowany.
1988 – mam 12 lat (jak Jezus Chrystus) i na wakacjach nad morzem spotykam wyznawców Kriszny, którzy twierdzą, że „zadaję bardzo mądre pytania” (jak Jezus Chrystus). Definitywnie już wiem, że coś ze mną jest nie tak.
1989 – na języku polskim przerabialiśmy poezję Mirona Białoszewskiego. Pewnego dnia, tuż przed lekcją, wskoczyłem na krzesło i przed całą klasą wydeklamowałem „Piec, podobny do bramy tryumfalnej”. Pod sam koniec weszła nauczycielka, ale ja nie przerwałem deklamacji. Piątka za pracę domową przypieczętowała moją postawę, że nauka może być zabawą. Jestem inny – ale to się opłaca. Potem przez chwilę się nie opłacało – kiedy dostałem wpierdol okraszony słowami „cygan jebany”. Jestem inny – wróćmy do wersji pierwotnej.
1991 – na Festiwalu Teatralnym w XXVII liceum im. Czackiego dostałem nagrodę za debiut aktorski. Za sztukę „Gołębie pióra”, którą napisałem i zainscenizowałem sam, na podstawie opowiadania Johna Updike’a o poszukiwaniu wiary. Wracamy do wersji, że „inność” w pewnych warunkach, może być spoko.
1993 – the Prodigy wydają „Experience”, Beastie Boys wydają „Check Your Head”, rodzi się mój pierwszy syn , a ja, po przełomowym obozie językowym, na którym poznaję tryb zaprzeszły warunkowy / przypuszczający – na obozach wkręcam ludzi, że jestem kuzynem z Anglii.
1994 – w czwartej klasie wystawiłem „Bogusławów” – sztukę autorską – znowu o chłopcu poszukującym swojej wiary w świecie „bogu-sławów”. Smaczku dodaje fakt, że byłem pod silnym wpływem „Lotu nad kukułczym gniazdem” oraz nowo odkrytych psychodelików. Dostałem nagrodę za scenariusz i muzykę. A co to była za muzyka! Soundgarden, Beck, Fantastischen Vier i wiele innych sztosów. Nauka może być zabawą.
1995 – to miał być MISMaP – Międzywydziałowe Indywidualne Studia Matematyczno-Przyrodnicze – świeży kierunek, który miał mi otworzyć boczne drzwi do psychiatrii. Nie wyszło mi tak bardzo, że prawie nie znalazłem siebie na liście wyników. I tak poszedłem i zdałem na Psychologię UW.
1996 – jestem wolontariuszem podczas 4 Międzynarodowego Kongresu Transpersonalnego w Warszawie. Poznaję ZEN, pracę z energiami. Na żywo, na scenie, tłumaczę Medytację Śmiechu dla kilkuset osób w auli Liceum Batorego, gdzie 16 lat później Mata nagra „Patointeligencję” (ewolucja, nie?).
Od Wilbera po Prokopiuka, od Rogersa po Leary’ego – poznawaliśmy naukowców, szamanów, mnichów i ich pracę.
1997 – współpracuję z samorządem studenckim i zakładamy, razem ze studentami ze świeżego i wrogiego SWPS, PSSIAP – Polskie Stowarzyszenie Studentów i Absolwentów Psychologii, jako część Europejskiej Federacji Stowarzyszeń Studentów Psychologii (EFPSA).
1999 – moja dziewczyna była już w dość zaawansowanej ciąży, kiedy ojciec przysłał mi ogłoszenie o naborze na „junior plannera” w agencji DMB&B. Napisałem CV. Tak sformatowałem tabelę w Wordzie, że od 22 lat używam tego samego pliku. A list motywacyjny napisałem białym wierszem. W ramach zdobywania umiejętności zawodowych zrobiłem kurs HTML i nauczyłem się Power Pointa na pamięć.
2000 – razem z kolegą proponujemy w agencji (która zdążyła w ciągu pół roku zmienić nazwę na D’Arcy) założenie komórki „Interactive”. Zacząłem już nawet w Notatniku pisać kod do strony darcy.com.pl 🙂 Ówczesny szef nas wyśmiał… po miesiącu z centrali przyszła wiadomość, że D’Arcy przejmuje budżet interaktywny całej Grupy Fiat. Po roku jedziemy z kejsami do Madrytu na wewnętrzną konferencję. Po imprezowaniu ze wszystkimi do za późno, po dwóch godzinach snu i chyba jeszcze nie na kacu – prezentuję naszą agencję wszystkim zebranym, płynnym angielskim. Adam kryje twarz w dłoniach. Nauka może być zabawą.
Jednocześnie poznaję prace Davida L. Aakera na temat Architektury Marek i brandingu portfolio.
2002 (TBC) – premiera Fiata Stilo. Razem z Adamem robimy pierwszą w historii polskiego Internetu transmisję z premiery nowego modelu podczas Targów Poznańskich. A wtedy – do transmisji potrzebny był „Real Server” – bo nie było jeszcze smartfonów ani WiFi.
Również w tym okresie, zaczynam hobbystycznie zajmować się produkcją muzyki, a kolega uczy mnie grania z winyli. Wtedy też przeżywam okres nasilonego zainteresowania teoriami spiskowymi, powszechnymi w raczkującym bądź co bądź i wciąż jeszcze „społecznym” Internecie. Reptilianie vs. Plejadianie, Bilderberg, 2012, choroba Morgellonów, chemtrails, NWO – you name it – I was on it.
You see what I did there? Internet był bardziej społecznościowy, zanim powstały sieci społecznościowe. That’s a fact, my kids. Kiedy były bulletin-boardy, chat-roomy, a na YouTubie były „video-replies”. WTEDY Internet był społecznościowy.
2004 – pracuję w Leo Burnett, który przejmuje od D’Arcy część Interactive i nazywa ją ‚Arc. Ale to jest okres, kiedy „digital” leży jeszcze w jednym worku z „direct marketingiem”, a Customer Relationship Management dopiero zaczyna kiełkować jako buzzword na podłożu „programów lojalnościowych”. Już wtedy widzę, że potrafię zaprezentować wszystko, każdemu. I lubię to.
2005 – kolejne koło się zamyka, kiedy przechodzę do agencji GREY i spotkam Argonautów – tych samych gości, którym 4 lat wcześniej wyjęliśmy Fiata. Powstaje kolejny buzzword – „Shopper Marketing” – czyli takie zrobienie promocji w sklepie, żeby sklepikarz też się cieszył. Tam też, na zlecenie Grupy Żywiec, poznaję dokładnie proces New Product Development od benchmarkingu po wprowadzenie na rynek Tatry „Grzańca”.
2006 – jestem głównym polskim planerem w procesie rebrandingu Idea na Orange – i to doświadczenie z międzynarodową implementacją marki też mi się przyda znowu. Robimy kurs coachingu u Andrew Attera. Za odprawę z agencji kupuję parę gramofonów i mikser.
2007 – analizuję i przygotowuję dwie największe rzeczy w życiu: Architekturę Marki Grupy Emirates (Linie Lotnicze, Cargo, Hotele oraz grupa marek zależnych), oraz roczną strategię badań trackingowych na 10 rynkach, a do tego kilka kampanii nowych destynacji – międzynarodowe przetargi i kampanie z globalnymi agencjami reklamowymi. Poznaję też politykę centrali wielkiej korporacji.
Wtedy tworzę koncepcję „Upward management”, opartą na spostrzeżeniu, że ludzie podejmujący najważniejsze decyzje, mają najmniej czasu na poznanie szczegółów – i o ile zarządzanie zadaniowe płynie od góry – to zarządzanie informacją faktycznie płynie od dołu.
Jeszcze będąc w Dubaju zakładam bloga dubaitimes.blog.onet.pl – który pod koniec miał coś ponad 22 tys. odsłon. Zakładam też konto na facebooku.
2008 – jako szef strategii TBWA, pracujący dla MARS, poznaję osobiście Byrona Sharpa – i ta znajomość, w połączeniu z nauką o Archetypach oraz filozofią Disruption – utrwala moje podejście do komunikacji marketingowej jako nauki, a nie zabawy. Z tym Disruption, to nikogo już nie powinno dziwić. Nauka może być zabawą.
2011 – trafiam do Young&Rubicam, gdzie poznaję, aczkolwiek na bardzo krótko – jak to jest być dyrektorem strategii Grupy Reklamowej. W tym samym zapuszczam brodę i próbuję zmienić swoje życie – ale alimenty doganiają mnie dosyć szybko. Jakoś wtedy dowiaduję się, dlaczego w Tajlandii do klasztorów nie przyjmuje się alimenciarzy szukających azylu przed długami.
2012 – świat się kończy, ja zostaje freelancerem, walczę z długami, a do moich największych osiągnięć należy tłumaczenie na żywo… ceremonii ayahuaski, będąc pod jej wpływem. Skończyło się na śpiewaniu w obydwu językach.
2014 – dostaję propozycję pracy w agencji interaktywnej. Jednocześnie, zewsząd słyszę, żebym jako dziadek z ATLu „przygotował się na pracę w digitalu, bo tutaj wszystko jest oparte na danych”. A kiedy pytam, co tak naprawdę jest mierzone i na jakich danych opieramy nasze pomysły – okazuje się, że na starym dobrym „przeczuciu”.
2016 – w 180 heartbeats + JvM, kilka spraw złożyło się w całość: moje teatralne myślenie, ogromne zaangażowanie i międzynarodowe doświadczenie. Byliśmy wiodącą agencją obsługująca rebranding RWE Stoen na innogy. I to ja stałem za pomysłem, żeby posłużyć się zapomnianą własnością firmy RWE, czyli neonem i hasłem „MIŁO CIĘ WIDZIEĆ”. Wyraża się w niej też moje pragnienie, żeby moja praca była w jakimkolwiek stopniu przydatna społecznie.
Dwa lata obsługi Pracuj.pl utrwaliły moją wiarę, że „future branding – is employer branding” oraz wiedzę z tej kategorii. Warsztaty, prowadzenie webinarów, analizy i wizyty na kongresach pracodawców sprawiają, ze mam na ten temat coraz więcej do powiedzenia.
2017 – trafiam do Isobar, gdzie od 4 lat, poza zwykłymi zadaniami planera digitalowego (które w dalszym ciągu niczym nie różnią się od obowiązków dowolnego planera) prowadzę wewnętrzne warsztaty i szkolenia, tworzę strategie employer branding, social media oraz stare, dobre Big Ideas, a poza tym:
- piszę artykuły (Marketing w Praktyce), analizy i posty na bloga – Well, oraz Dentsu.
- nagrywam Voice Over’y – odkryłem ogromną przyjemność w czytaniu na głos. W 2021 przeczytałem córce całą sagę „Opowieści z Narnii” – w 4/5 przez Whatsapp.
- gram koncerty – medytacyjne, ambient, oprawę wystaw i imprezy, produkuję muzykę
- organizuję męskie kręgi – najlepszą pozostałość po okresie „rozwoju duchowego” – i najważniejszą działalność z punktu widzenia ratowania ludzkości, bo „kobiety już się sobą zajęły, ale mężczyznami, którzy nie do końca czują się patriarchatem – nie zajął się nikt”
- kaligrafuję
2021 – jestem „jednym z najważniejszych strategów agencji, pracującym dla najważniejszych klientów, czynnie zaangażowanym w życie agencji, wybitnym specjalistą od brandingu i architektury marki, trenerem i wykładowcą Szkoły Strategii Marki SAR i powinni państwo być szczęśliwi, że znalazł dla Państwa czas” – tak opowiedziała o mnie ostatnio klientowi koleżanka. I dziękuję jej za to, bo sam nigdy tak na siebie nie popatrzyłem. A to dobrze brzmi jako nagłówek na LinkedIn.
A podczas rocznej ewaluacji, wszyscy powtarzają mi, że powinienem zostać mentorem.
Piszę to 1 listopada. Zaduszki. Wspomnienie przodków i uszanowanie przeszłości, Trzecia Brama – dojrzałość i introspekcja, czas zrobienia rachunków, początek końca roku.
Co dalej? Czas pokaże.
Zostawiam tu swój komnetarz jako znak pamięci prawdziwie społecznościowego internetu. Oraz absolutnie podpierdalam upward management – cos co ułatwi mi prace nad rozwojem zespołu.