MY META – czyli moja meta
Ten tekst leżał chwilę i wymagał aktualizacji – ale wciąż może być przydatny dla tych, którzy chcą rozumieć podstawy myślenia o Metaverse.
Wielu ludzi, z którymi rozmawiam lub których artykuły czytam – od dziennikarzy po moich znajomych – podchodzą do Metaverse tak, jakby to był jakiś gotowy produkt, który mogą sobie kupić i którego mogą użyć.
Prawdziwy Metaverse to projekt – nie produkt
Możemy się spokojnie umówić, że dzisiaj Metaverse nie istnieje. Nie ma żadnego Metaversu, OK? Nie istnieje Metaverse taki, jak go opisuje Andrew Steinwold w swojej pięknej wizji. Nie nosimy okularów AR, które mieszają nasze otoczenie i poszerzają je o wirtualne elementy. NPC nie chodzą po ulicach.
Nie istnieje również jeszcze w wersji, jaką przedstawił nam Neal Stephenson w Snow Crash. Chociaż tutaj ekosystemy takie jak Decentraland są najbardziej zbliżone do pełnego rozumienia Metaverse jako immersyjnego cyfrowego świata, współtworzonego przez użytkowników.
Większość ludzi, którzy mówią, że ten cały Metaverse to ściema – nigdy go nawet nie spróbowali. To trochę tak, jakby wchodzić na Facebooka raz na pół roku i dziwić się, że nikt nic nie publikuje.
Metawersu nie ma – bo Ciebie tam nie ma, i tyle.
Moją kluczową motywacją do zainteresowania się i zaangażowania się w rozwój Metaverse jest właśnie to, że jest na tak wczesnym etapie rozwoju. Dlatego nie namawiam ludzi, żeby „weszli i się pobawili” – bo póki co nie za bardzo jest się w co bawić. Namawiam wszystkich, żeby się zainteresowali, poznali, zobaczyli potencjał dla siebie i uczestniczyli w tworzeniu.
Metaverse to projekt – nie produkt.
Metaverse trzeba sobie wyobrazić
Oczywiste wydaje się, że najważniejszym miejscem Metawersu stanie się nasz „Home-page”.
Tak, jak obecnie, logując się do Meta, lądujemy w „Newsfeedzie” – tak wyobrażam sobie „moją metę” bardziej jak salon powitalny.
Konfigurowalna przestrzeń, w której użytkownik decyduje o zakresie swoich tożsamości.
„He took a face from an ancient gallery
and he walked on down the hall”
Wyobrażam sobie, że wstawiając nowe drzwi, jednocześnie wyrażam zgodę na ‚logowanie się’ moją podstawową tożsamością do tego nowego pokoju.
Kiedy zadzwoni do mnie córka widorozmową na Whatsapp – nie odbiorę jej na smartfonie, tylko siedząc w mojej wirtualnej przestrzeni. A może nawet będziemy tam siedzieli razem, jako awatary. Potem wstanę i przejdę płynnym ruchem do Minecrafta, wybierając po drodze nasz wspólny serwer.
Zawsze interesuje mnie, to co dzieje się ‚pod spodem’ – ale umiem to sobie wyobrazić bardziej jak scenę w ‚Matriksie’.
Po obydwu stronach tych drzwi muszą stać niewidzialni ochroniarze, którzy w momencie mojego przejścia przez drzwi skiną do siebie w milczeniu, potwierdzając, że ja to ja. Jeden może być ochroniarzem Meta, drugi Microsoft.
Jeżeli między metaversami Roblox, Minecraft, Fortnite, Reddit, Meta, Microsoft czy Amazon mamy się przełączać na poziomie ‚meta’ i mieć ten sam wygląd – będziemy mieli tę samą tożsamość.
Przestaniemy mieć „Konto Google” – bo będziemy mieli „Konto Meta”. Trochę to przerażające… o ile założyć, że posiadaczem tej tożsamości będzie którakolwiek z tych firm…
Kluczowym elementem Metaverse jest zdecentralizowana tożsamość
To jest coś, co strasznie trudno jest wytłumaczyć ludziom, przyzwyczajonym do swojego logowania się jednym kliknięciem, a jednocześnie oburzonym na brak prywatności i „permanentną inwigilację”.
Tacy ludzie na ogół nie rozumieją, że najpierw sami bezrefleksyjnie karmią system i algorytmy swoimi danymi, dla własnej wygody pozwalają temu systemowi zbierać dane na swój temat. I nie mają pojęcia, jakie ilości danych na ich temat posiadają cztery firmy na świecie.
Cztery. Firmy.
Więc wcale nie dziwi mnie, ze większość ludzi nawet nie potrafi sobie wyobrazić świata, w którym nie używają maila mając konto Google, nie korzystają z Facebooka czy Instagrama posiadając konto Meta, ani nie robią zakupów z konta Amazon…
Ale nie można (moim zdaniem) myśleć o Metaverse nie myśląc o zdecentralizowanej tożsamości
W błąd może wprowadzać słowo „portfel”. Podobnie jak w czasach Web2 w błąd w prowadzało słowo „konto”.
Przez lata wierzyliśmy, że na „naszych” kontach w Internecie przechowujemy „nasze” sprawy – maile, zdjęcia, filmy, wspomnienia, plany, ambicje, projekty… tylko okazało się, że to nie my je przechowujemy, ale Facebook, albo Adobe.
A teraz jakoś się utarło, że najważniejszy element i podstawa korzystania z Metaverse nazywa się „portfel”.
Bo może się wydawać, że portfel to coś, co masz w kieszeni i gdzie trzymasz pieniądze.
Nic bardziej mylnego.
Po pierwsze – nie masz żadnego portfela. Twój „web3 wallet” to bardziej wieża kontrolna, która wie, w których miejscach zdecentralizowanej sieci znajdują się kawałki rzeczy, do których masz prawo własności.
Po drugie – nie masz nic w portfelu. Portfel to tylko pęk kluczy i certyfikatów.
Po trzecie – nie masz tam pieniędzy – masz tam wszystko. Twoje zdjęcie profilowe z małpką – jest w istocie ‚smart contractem’ zapisanym „gdzieś”, a samo zdjęcie może być przechowywane w zdecentralizowanym „InterPlanetary File System”. Twoje kryptowaluty – to tylko zapis tego, do ilu tokenów masz aktualnie dostęp. Bo każdy z tych tokenów istnieje „gdzieś”.
A jedyne, co jest realne, to zapisane prawo do nich, oraz dowód transferu.
Dla ekspertów to, co piszę, może być redukcjonizmem – ale i tak dla większości z Was pewnie jest to gdzieś na granicy wyobraźni.
Główna różnica? Klucze do twojego portfela są Twoje - i tylko Twoje. Nikt inny nie ma do nich dostępu. Nie ma opcji "Przypomnij hasło". Nie ma żadnego helpdesku. Zgubisz seed - gubisz wszystko.
W MOIM OGRODZIE…
To kto będzie dostawcą mojej mety?
Branża sama dała nam piękną metaforę, tworząc termin „walled garden”. Twoje konto Facebook, Google, Epic, Adobe, Apple czy Microsoft – to osobne „ogrody”, które możesz odwiedzać. Do nowych aplikacji logujesz się i tworzysz konto, używając jednej z powyższych tożsamości.
Twoje dane są twoje.
„Twoje”, prawda?
Domyślam się, że każda z korporacji będzie chciała zawłaszczyć dla siebie jak najwięcej tego nowego metawersum.
Najprościej to sobie wyobrazić na przykładzie Microsoft: masz jedno konto – do Chmury, Poczty, Teams, Office, Skype, Sklepu, a ostatnio też do Minecraft!
Bardzo łatwo wyobrazić sobie to wszystko jako jedną mapę w Minecrafcie, w której idziesz na pocztę wysłać maila, w biurze odbywasz spotkania Teams i tworzysz prezentacje PowerPoint, jednocześnie ręką przerzucając w przestrzeni zakładki Edge’a szukając materiałów.
Ale teraz chcesz zagrać w Roblox.
To kolejne, gotowe właściwie metawersum – w którym przy pomocy jednej postaci przechodzisz pomiędzy najróżniejszymi, tworzonymi przez użytkowników światami. Możesz robić to razem ze znajomymi, grać z nimi, ścigać się i eksplorować.
Ale to osobna tożsamość, inne konto, poza Microsoft.
Ale możesz oczywiście zarejestrować się w Roblox przy pomocy konta Outlook, wybrać automatyczne logowanie i… w tym momencie matriksowi ochroniarze patrzą na siebie porozumiewawczo.
Tylko gdzie są drzwi? I kto jest właścicielem ogrodu?
Microsoft – czy ty?
Prawdziwa ‚meta’ powinna należeć do użytkownika – być identyfikowalna, niezbywalna, niekorumpowalna i niehakowalna.
Powinna być protokołem Web 3.0.
Masz swój token. I ten token jest przepustką do zdecentralizowanego interfejsu, w który wchodzisz Lensem.
To tam musi być Twój dom. Tam musi być twoja ‚meta’.
MetaDen – meta-jaskinia – ale nie w czyimś ogrodzonym… ogrodzie (‚walled garden”), gdzie twoje dane są monetyzowane przez właścicieli tego ogrodu. A ty jesteś tylko ogrodnikiem i ewentualnie czasem możesz coś przyciąć.
A na razie – Metaverse jest społecznością ludzi, którzy chcą ten ogród razem posadzić. I wciąż jest szansa i sporo czasu, żeby był to ogród marzeń.