Tak. Mieliśmy sto kilkadziesiąt lat wielkiej wygody.
Nacieszyliśmy się. Przyzwyczailiśmy się.
Uzależniliśmy się. Od wygody.
Zauważyliście, kiedy to się stało – że przestaliśmy się tym wszystkim cieszyć – ale nie umiemy już z tego zrezygnować? To trochę jak heleniarstwo czy alkoholizm – nie robimy tego już, żeby nam było miło – tylko żeby zabić wewnętrzną pustkę i ból.
A teraz, żeby uratować tę kulkę, na której żyjemy – na której będą żyły dzieci tych, którzy jeszcze mogą mieć dzieci – jedynym sposobem jest zrezygnować z tej wygody.
Wygoda grzania tyłka w klimatyzowanym samochodzie zimą – nieważna.
Wygoda kupowania gotowego przetworzonego żarcia w plastikowym laptopie – nieważna.
Wygoda kupowania w ogóle żarcia w plastikowych opakowaniach – jogurcików, lodzików, czekolad, zupek, srupek, chrupek – nieważna.
Wygoda picia schłodzonych słodzonych sików w buteleczkach PET 0,25 – nieważna.
Wygoda internetowych zakupów wożonych frachtowcami z Chin i furgonetkami na ropę w tę i z powrotem – nieważna.
Wygoda bezmyślnego wcinania martwych zwierząt, bo są słone jak się je posoli – nieważna.
Wygoda zmienia sobie garderoby co sezon, co psychotyczny epizod jakiegoś chorego projektanta – nieważna.
Wygoda robienia wszystkiego przy pomocy kolejnych urządzeń na benzynę – nieważna (ja pierdolę, kosić pachnącą trawę i „zamiatać” liście spalinową kosiarką / dmuchawą, serio???) – nieważna.
Wygoda żarcia egzotycznych potraw nie tam, gdzie one rosną – nieważna.
Wygoda picia przez słomkę bez przechylania szklanki – nieważna.
Wygoda picia kawy idąc po ulicy (jprdl) w papierowym jednorazowym kubku – nieważna.
Wygoda pacykowania mordy plastikowymi kosmetykami w plastikowych opakowaniach 5ml – nieważna.
Jeżeli mamy przeżyć jako gatunek – musimy rozgościć się w niewygodnych czasach.
CZUJCIE SIĘ JAK NIE U SIEBIE